Powiększ
Powiększ zdjęcie

Jan Jurek

Rok przyznania nagrody:
2014

Kategoria:
Kategoria I. Twórczość plastyczna, zdobnictwo, rękodzieło i rzemiosło ludowe, folklor muzyczno-taneczny

Dziedzina:
Plastyka. Rzeźbiarz. Garncarz

Region:
Medynia Głogowska

Jan Jurek urodził się w Zalesiu w 1938 r. Pochodzi z rodziny trudniącej się garncarstwem z dziada pradziada…, rodzina Jurków była tu sprowadzona najpiersza z Kołomyi skądsik…, najpiersza na Zalesiu. Z przodków, których Pan Jan pamięta, garncarstwem zajmowali się dziadek Michał i ojciec Ludwik. Wyrób i sprzedaż garcków, stanowiło podstawę utrzymania jego wielopokoleniowej i wieloosobowej rodziny: z garcków sie zyło. Miał sześcioro rodzeństwa (trzy siostry i trzech braci) ale garncarstwem zajęli się tylko on i jego straszy – już nieżyjący brat Edward.

 

Sam Jan naukę garncarstwa rozpoczął w 7 klasie szkoły podstawowej. Wcześniej nieraz zdarzało się mu przychodzić do warsztatu ojca i przypatrywać się Jego pracy. Zawsze bardzo go to ciekawiło, trochę bawił się gliną ale pierwsze poważne próby toczenia naczyń podjął dopiero w 7 klasie. Naukę garncarstwa rozpoczął od przygotowania dla ojca gliny do toczenia: ojciec robiuł takie tafle z gliny a jo je strugałem. Trzeba było je przestrugać trzy, cztery razy, przygotować do toczenia, wyczyścić z korzonków. Potem sam zaczął podejmować próby toczenia. Zaczął od mniejszych form garnuszków i misek oraz doniczek, ponieważ wówczas był na nie największy zbyt. Ich toczenia uczył się bardzo szybko, chociaż nie od razu mi sie udawało ale ja miołem zamiłowanie do tego: jak nie szło to zaciskałem zęby i dalej próbowołem. Już w niecały rok później samodzielnie przygotował swój pierwszy pełny wsad doniczek do pieca. Wypalił je wraz z ojcem, a za uzyskane z ich sprzedaży pieniądze ojciec kupił mu nowe ubranie.

 

Produkcja naczyń glinianych, głównie doniczek na szczepionki dla ogrodników, była w tych latach tak opłacalna, że po ukończeniu szkoły podstawowej nie podjął nauki w szkole średniej, tylko już zajął się „na poważnie” wyrobem naczyń glinianych.

 

W początku lat 50. XX w. Jan był już garncarzem „pełną gębą”. Pracował wtedy ze swoim ojcem chrzestnym, który wyrabiał glinę, gałki klepał, a on sam toczył naczynia: zimą doniczki a w innych porach roku m. in. garnki – tzw. urny, flakony, garnki do zaczyniania barszczu, dzbanki, ziarniaki.

 

Jeden z dwóch braci, którzy wybrali inną drogę, lata wcześniej wyjechał do Bytomia, ukończył technikum budowlane i pracował jako kierownik na budowach. W 1956 roku, po długich namowach skusił młodszego Jana by do niego przyjechał uczyć się zawodu murarza i mieć jeszcze jakiś fach w ręce. Po trzech latach nauki i pracy wrócił do rodzinnej miejscowości i pracował jako murarz przy budowie domów w pobliskich wsiach, po ludziach. Zyskał spore uznanie wśród okolicznych mieszkańców, nawet zdarzyło się mu pracować przy stawianiu murów kościoła w Medyni Głogowskiej.

Jednak jego główną pasją było garncarstwo: dlatego wróciułem do wsi, bo gdzie tam było garcki robić? Przez krótki czas pracował jako murarz i garncarz.

 

W 1959 roku ożenił się i przeniósł z Zalesia do Pogwizdowa, gdzie razem z żoną zaczęli gospodarować na swoim. Pierwsze pomieszczenie na własny warsztat garncarski przygotował w piwnicy nowo wybudowanego domu, początkowo do wypalania naczyń korzystał z pieca, który wybudowali wspólnie z sąsiadami garncarzami. W 1962 r. zapisał się do Spółdzielni Cepelia i porzucił murarstwo oddając się na dobre swojemu ukochanemu zajęciu – garncarstwu.

 

Pracując dla Cepelii wykonywał głównie, wzorem rodzinnego Zalesia, naczynia siwe i biskwitowe doniczki. Do polewania i malowania naczyń skłonił go pracownik magazynu tej spółdzielni w Leżajsku, do którego odstawiał swoje wyroby. Spostrzegł on biegłość garncarską młodego Jurka, przejawiającą się w doskonałym kształcie wykonywanych przez niego naczyń i ich powtarzalności. Ów magazynier podpowiedział Janowi, żeby szkliwił naczynia, a wówczas będzie zarabiał więcej pieniędzy. Polewania nauczył się szybko, jeden z sąsiadów pokazał mu jak się przygotowuje polewę i jak się nią szkli garcki, to wystarczyło. Gorzej szło z malowaniem wzorów. Inny sąsiad, który zobaczył pierwsze nieporadne próby malowania na jurkowych naczyniach, powiedział, że wydrapane są jakby kura pazurem i zaproponował w zamian za wykoszenie łąki, że nauczy żonę pana Jana tej sztuki. Jak uradzili tak wykonali i odtąd naczynia Jurków zyskały dodatkowy walor, były pięknie ozdobione i szkliwione. Żona również została członkiem Spółdzielni Cepelia w Leżajsku.

 

Pan Jan zanim uruchomił swój warsztat na dobre i zanim wybudował swój własny piec, przez jakiś czas, głównie zimą pracował razem z innym garncarzem z Pogwizdowa – Stefanem Głowiakiem. Był to jeden z najwybitniejszych i najbardziej zdolnych garncarzy w ośrodku medyńskim. Miał spryt i głowe do gorcków. Potrafił samodzielnie wymyślić nowe formy naczyń, które podobały się ówczesnym klientom. Wtedy właśnie nauczył się wyrobu np. serwisów do kawy (dzbanek do kawy, filiżanki, spodki, cukiernica, dzbanuszek do mleka), miniaturek tradycyjnych naczyń. Praca ze Stefanem Głowiakiem, który słynął w ośrodku medyńskim jako „wieczny eksperymentator”, skłoniła Jana do wymyślania własnych wzorów naczyń, odbiegających formą czy zdobieniem od wytwarzanych tutaj od pokoleń. Był czas, że kupujący bardzo chętnie nabywali takie wyroby. Niełatwo było je robić: trza było ozdobić. Robiło sie malowane albo ryte, a najtrudniej było nalepiać na ścianki winogrona, słoneczniki albo kłosy zbóż z gliny. Ale jak był na to zbyt, tośmy robili.

 

Po pewnym czasie Cepelia zaproponowała medyńskim garncarzom plany kwartalne. Tym którym udało się je zrealizować i wykonać na kwartał 1200 sztuk naczyń przez rok, w następnym roku wypłacano dodatkowe miesięczne wynagrodzenie w wysokości 1000zł. Z garncarzy w Medyni podołali temu wyzwaniu tylko czterej garncarze Jan Jurek, Stefan Głowiak, Andrzej Ruta i Jan Kot. Z biegiem czasu Jan nabywał coraz większej wprawy, Jego umiejętności były coraz częściej doceniane przez klientów. Wyroby zyskiwały coraz większy rozgłos i uznanie, trafiały do prywatnych kolekcji w kraju i zagranicą. Do dziś można je znaleźć na wielu muzealnych ekspozycjach. Dla Cepelii pracował do jej rozwiązania (w początkach lat dziewięćdziesiątych XX wieku), kiedy to przeszedł na emeryturę. Nie oznaczało to bynajmniej porzucenia garncarstwa. Ze względu na podupadające zdrowie i zmniejszony popyt na wyroby gliniane, zmniejszył intensywność wypałów ale dalej wykonuje jeden lub dwa wypały rocznie. Wzorem swojego ojca pan Jan wykształcił w zawodzie garncarskim swoich synów Leszka i Kazimierza, a córka Lucyna poszła w ślady matki i maluje jego wyroby. Garncarstwa również wyuczyły się jego wnuki.

Od 2000 r., od momentu powstania „Zagrody garncarskiej” w Medyni Głogowskiej jest instruktorem podczas warsztatów i lekcji, które się tam odbywają. W czasie ich trwania przekazuje swoją wiedzę i umiejętności wszystkim nowym adeptom rzemiosła.

Podczas swojej wieloletniej pracy w zawodzie Pan Jan brał udział w wielu konkursach garncarskich organizowanych przez Cepelię i różne muzea na których otrzymywał zasłużone laury, ze swoim kołem jeździł na „Cepeliady” i targi rzemiosła ludowego m.in. do Krakowa, Warszawy, Rzeszowa i Gdyni.

 

Wojciech Dragan